menu

Najpierw było oburzenie (wywiad)

2012-07-20,

Kategoria : AKTUALNOŚCI z życia kina

- Wszystko zaczęło się od przemówienia, jakie  Sarkozy wygłosił w Grenoble. Francuski rząd piętnował wówczas Rzym. Wstydziłem się, napełniał mnie gniew. Tłumaczyłem, że Cyganie już dość wycierpieli. Reakcja była zaskakująco szybka. W całym kraju zaczęły się pogromy. Palono namioty, w przyczepy rzucano koktajlami Mołotowa. W Paryżu jeden człowiek spalił się w pożarze, po tym, jak rzucono pochodnią w cygańską osadę. Cyganie zostali siłą wyrugowani. Niektórzy z nich rozbili się na paryskim Placu Bastylii. Chciałem zareagować, ale jedyny pomysł, jaki wówczas miałem, to film z przesłaniem - mówi Tony Gatlif, reżyser filmu Oburzeni.

  

- Afrykanka, która przyjeżdża do Europy w poszukiwaniu pracy i pieniędzy ma symbolizować tych wszystkich, którzy marzą o serdecznej, otwartej Europie?

 

Kiedy przeczytałem Czas oburzenia! poczułem dokładnie to samo, co Stéphane Hessel: potrzebę pokojowej insurekcji, powstania przeciw władzy. Skonstruowanie tego filmu wokół postaci Afrykanki było dla mnie bardzo ważne. Musiałem przyjąć punkt widzenia nielegalnej imigrantki, która kulminuje w sobie wszystkie niepożądane w Europie cechy. Przybywając przez morze, niczym duch, jest dla mnie symbolem odrzuconych – tych wszystkich, których Europa nie chce, nielegalnych pracowników, ludzi, którzy marzą o Europie jako o miejscu, które je ochroni.

 

- Dlaczego zadedykował Pan ten film Jean-Paul Dollé’owi, autorowi Désir de Révolution, który zmarł w lutym 2011 roku?  

 

Jean-Paul Dollé był urbanistą i filozofem. Napisał bardzo ważną książkę, zatytułowaną Le Territoire du rien. Długo dyskutowaliśmy o losie Cyganów, polityce i kondycji świata. Twierdził, że ci wszyscy, którzy atakują frontalnie, zawsze przegrywają. Uważał, że przyszłość należy do tych, którzy nie używają przemocy. Jean-Paul i Stéphane Hessel poruszają te same problemy: ekonomia, banki, system, kryzys i to na długo zanim powstał Ruch Oburzonych. Spotykałem się z Jean-Paulem dwa razy w tygodniu. Pomógł mi napisać scenariusz do tego filmu, zanim jeszcze rozpoczął się Ruch Oburzonych, czyli setek młodych ludzi, którzy organizowali improwizowane spotkania w Internecie. Jednej nocy stworzyli obóz, który nazwali „klimatycznym”. Przyjechali z różnych stron świata, aby przedyskutować kondycję naszej planety, zmiany klimatyczne, ekologię i ekonomię. Kiedy Jean-Paul umarł, cierpiałem samotnie i zrezygnowałem ze scenariusza filmu, który wspólnie pisaliśmy.

 

- To wtedy zainteresował się Pan książką Stéphane’a Hessela?

 

Tak. Stéphane Hessel, Sylvie Crossman i Jean Pierre Barou z Indigène Editions szybko postanowili oddać mi prawa do ekranizacji tej książki. Gdy w Hiszpanii powstał Ruch Oburzonych, pojechałem tam z kamerą i sfilmowałem młodych ludzi, do których czułem szacunek. Gdy widziałem tysiące młodych w Madrycie, którzy sprzeciwili się społecznemu porządkowi i niesprawiedliwości, czułem że wraca mi nadzieja. Kilka dni później zasiadłem do starego scenariusza o afrykańskiej emigrantce. Oburzeni są jakby sequelem książki Stéphane’a Hessela. Film pokazuje ludzi w Paryżu, którzy sypiali tak długo na chodnikach, że stali się niewidzialni. Widzimy nowe miasta w Hiszpanii z tysiącami identycznych domów, które zostały porzucone. Wszyscy opuścili te miejsca: buldożery, developerzy, banki i mieszkańcy. Pozostawili bezludne miasta–widma. Zaintrygowała mnie absurdalność tych miast, bez mieszkańców, ale z ludźmi śpiącymi na ulicach…

 

- Dlaczego zazwyczaj filmuje Pan ludzi w zbliżeniach, często za ich plecami?

 

Aby nie przeszkadzać i nie wykorzystywać tych osób. Filmowałem twarze ludzi, gdy chcieli się wypowiedzieć. Prosiłem ich o spojrzenie w ciszy w kamerę, bo ich wygląd był wystarczająco mocny. Bez sensu było filmować policjantów we Francji, czy Grecji, oprócz tych pilnujących parlamentu w Atenach, bo oni zawsze są fotografowani przez turystów. Nigdy nie filmowałem twarzy bez pozwolenia. Pytałem Oburzonych w Hiszpanii i w Grecji czy mogę ich sfilmować i zostać z nimi, bo nie chcę ich nagrywać długim obiektywem. Na początku nikt się nie zgodził, bo kamery ogólnie nie były dobrze widziane. Powiedziałem im jednak kim jestem i powołałem się na Stéphane’a Hessela. Sprawdzili nas w Internecie i dali nam do siebie dostęp. Nie chciałem filmować bezdomnych, więc nagrałem ich łóżka, pokazując jak wiele pustych materacy zaśmieca chodniki Paryża. W Patras, w Grecji byłem wstrząśnięty, jak wielu ludzi z całego świata śpi pod gołym niebem. Nie prosiłem ich o wystąpienie przed kamerą, bo wiem, że sporo z nich nie chce powiedzieć rodzinom o swojej sytuacji.

 

- Pod względem formalnym „Oburzeni” przypominają filmy Godarda i Markera. Przychodzi też na myśl pojęcie „film slogan”, czy „film typograficzny”.

 

Zastosowanie stylu typograficznego wynika z faktu, że w ten właśnie sposób działają Oburzeni. Zbierają się, aby wyrazić niezgodę na obecny system, który nami rządzi, ale jego bankructwo nie ma z nami nic wspólnego. Zamiast pisać na ścianach, piszemy na ekranie kamerą. Bez przemówień i wywiadów. Tworzymy w tym filmie dialog ze sloganami.

 

- Czy brak politycznej reprezentacji nie jest problemem Oburzonych?

 

Oburzeni nie są politykami, czy ekonomistami. Nie są ekspertami w zarządzaniu kryzysem. Chcą podnieść się razem i powiedzieć „nie” dla skorumpowanego i niesprawiedliwego systemu. Ta postawa jest olbrzymim krokiem naprzód. W systemie demokratycznym rozwiązania muszą zostać znalezione wspólnie. Oburzeni są nadal w początkowej fazie swojej działalności. Wiedzą, że odrzucają społeczeństwo, które pomaga jedynie tym, którzy mają pieniądze. Gdy kręciłem film, okazało się że nie ma rzecznika ruchu. Każdy jest rzecznikiem wszystkich Oburzonych.

 

- W filmie widzimy wspaniałe ujęcie tysięcy pomarańczy spadających po ulicach i schodach.

 

Pomarańcze należą do Mohameda Bouazizi, ulicznego sprzedawcy z Sidi Bouzid, który podpalił się 17 grudnia 2010 roku. Marzył o kupieniu pick-upa,  aby nie pchać dłużej wózka. Gdy wózek się przewraca, owoce spadają na ulice i nic nie może ich zatrzymać. Te pomarańcze reprezentują duszę człowieka, który powiedział: „biedny nie ma prawa do życia”.

 

- W ostatnich raportach słyszymy często: „krzyczymy, ale i tak nikt nas nie usłyszy”. Biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację, jak wytłumaczy Pan, że Ruch Oburzonych nie rozwinął się we Francji. Jak to możliwe, że francuska młodzież się nie buntuje?

 

Lubię filmować rzeczywistość, rzadkie i cenne momenty, które wydarzają się teraz w fabularyzowanym formacie. Oburzeni nie są fabularyzowaną rzeczywistością, ale fabułą pracującą dla rzeczywistości. Gdy w Grecji sfilmowałem baner, na którym widniało hasło, że Kamera i Demokracja nie idą ze sobą w parze, chciałem udowodnić, że to nie jest prawda, bo jest wiele demokratycznych kamer, przez które filmowcy utrwalają swój punkt widzenia. To kamera w danej chwili pracuje dla wizji filmowców, a nie chwila dla sensacyjnego podejścia do tematu.

 

- Jaką rolę odgrywa w filmie muzyka?

 

Muzyka mówi, wybucha, zmienia obraz. Poprosiłem kompozytorki Delphine Mantoulet i Valentin Dahmani, aby napisały muzykę w trakcie montażu filmu, a jeśli to możliwe nawet przed zdjęciami. Chciałem, aby mogła zastąpić ambientowe dźwięki, których zazwyczaj używa się podczas montażu. Niektóre sceny z dźwiękiem miały swoją własną muzykę, perkusję, a nawet melodię,  na przykład pusta puszka zaczęła się ruszać na wietrze i zjeżdżać na dół po drodze z perkusyjnym bitem. Zaproponowałem kompozytorkom, aby zaczęły pracę od tego naturalnego dźwięku. Zależało mi, aby opierając się na tym rytmie, stworzyły „muzykę samotności”. Po raz pierwszy w tym filmie użyłem elektrycznej gitary, co moim zdaniem dodatkowo podkreśla to uczucie. Gdy nadzieja się zmniejszała i przyszłość tych krajów stawała się coraz ciemniejsza, chciałem, aby film zabłyszczał właśnie poprzez energię muzyki, oczy i ekspresję Betty, a także zapał tych wszystkich Oburzonych, ich radosne skandowania i piosenki.

materiały dytrybutora

Drukuj

Nasi partnerzy


  • Kinads
  • PISF
  • Europa Cinemas
  • CICAE
  • Stowarzyszenie Kin Studyjnych